W „Filmowej miłości”, piosence, która znalazła się na obchodzącej w tym roku 20-lecie – i przez wielu uznawanej za najbardziej przełomową w karierze Myslovitz – płycie „Z rozmyślań przy śniadaniu”, Artur Rojek śpiewał o „pokrzywionych myślach”, „chorych dniach”, „fikcyjnych zdradach”. Śpiewał o morderczym środku na „na mój mózg, na mój ból, na mój wzrok, na mój słuch”. To jeden z tych utworów Myslovitz, które do świata filmu odwoływały się już samym tytułem. Na wydanym rok wcześniej albumie „Sun Machine” Rojek i jego załoga przypominali „Blue Velvet” (film Davida Lyncha), przyglądali się też twarzy Marilyn Monroe, ale to na krążku „Z rozmyślań przy śniadaniu” objawili się słuchaczom nie tylko jako muzycy, którzy mają pomysł na siebie i więcej niż dwie płyty, ale też pasjonaci i konsumenci popkultury, zakochani w światowym graniu i dobrych filmach. Szczególnie ten drugi wątek, przy okazji 20-lecia wydania „Z rozmyślań…”, warto dzisiaj przypomnieć. Zwłaszcza, że w nowej polskiej muzyce tak silnych i bezpośrednich odniesień do innych dziedzin sztuki nie ma już zbyt wiele. A już na pewno nie w jej głównym nurcie.
„Że »Z rozmyślań przy śniadaniu« to ponura płyta, to się nie zgadzam. Może smutna?” – zastanawiał się Artur Rojek w jednym z wywiadów. I zaznaczał: „A jeżeli smutna to dlatego, że smutna muzyka jest najpiękniejsza. Mazzy Star, Mojave, Slowdive, Sunny Day Real Estate, Radiohead z okresu »The Bends« – tego wtedy słuchaliśmy, a wszystko było na maksa smutne.” No tak, muzyczne inspiracje na tej płycie są wyraźne. I nie chodzi tu wcale tylko o ostatni na krążku numer „James, radiogłowi i żuk z rewolwerem jadą do nikąd”, który już w samym tytule zawierał zbiór odniesień do Radiohead właśnie, grupy James, Ride (album „Nowhere”) i The Beatles (nawiązanie do genezy nazwy słynnego zespołu i płyty »Revolver«).
Wojtek Powaga w rozmowie z „Głosem Kultury” wyjaśniał, że jego zespół bardzo chciał brzmieć jak brytyjskie zespoły, bo w Polsce nie było słychać takich produkcji. Ale zagranica biła u nich nie tylko z inspiracji muzycznych. „Bardzo lubię inspirować się dobrym kinem, uwielbiam tę chwilę, kiedy wpada pomysł, głowa robi się gorąca, wszystko się w środku trzęsie, a ręce gorączkowo szukają czegoś do pisania” – mówił w tej samej rozmowie Powaga o słabości jego, i całego zespołu, do filmów.
Jeden z tych, które zainspirowały Myslovitz do nagrania piosenek na krążek „Z rozmyślań...”, nakręcił w 1960 roku Jean Luc-Godard. „Do utraty tchu” to francuski dramat z Jeanem-Paulem Belmondo, który ponad dwadzieścia lat później doczekał się amerykańskiego remake'u, tym razem z Richardem Gere w obsadzie. Bohaterowie kierowani swoimi pragnieniami, postępując nierzadko nieracjonalnie, na płycie Myslovitz doczekali się pięknego wspomnienia.
Podobny chmurom zbieg, prowadzi wszędzie mnie / Gdzie zmysły gubią sens, gdzie czarny pada śnieg / Powoli tracę wzrok, co mogę zrobić to żyć do utraty tchu
Kolejna w zestawie, powieść amerykańskiego pisarza i noblisty Johna Steinbecka „Myszy i ludzie”, doczekała się kilku ekranizacji, ale tę najbardziej znaną pozostaje film w reżyserii Gary'ego Sinsise, z nim i Johnem Malkovichem w rolach głównych. Należy więc wierzyć, że to właśnie książka, jak i obraz z 1992 roku, najbardziej przyczyniły się do powstania utworu pod takim samym tytułem. Rojek śpiewa w nim: „Miałem kiedyś plan oszukać własny strach / Bez okien kupić dom, pod drzwi podstawić stół / Lecz zrozumiałem, że kiedy ściemnia się / To z was wychodzi zło / Pożera wszystkich, nie ja, nie ja / W każdym z was jest wariat, w każdym z was” – oglądając kolejny raz film „Myszy i ludzie”, można sobie ten numer puścić na napisach końcowych. Fajnie się komponuje.
Chodź ze mną płyń, chodź ze mną patrz / Ocean drży, srebrnym klejnotem jesteś w nim
Kiedy piszę ten tekst, w kinach rządzi „Valerian i miasto tysiąca planet” – najnowszy, widowiskowy film Luca Bessona, dziś specjalisty od animacji i kina fantasy, a kiedyś – reżysera znakomitych dramatów i filmów, które przechodziły do historii kina czymś innym niż efektami specjalnymi. Jednym z nich był „Wielki błękit” – poruszająca historia Jacquesa Mayola, który jako pierwszy pokonał głębokość 100 m w nurkowaniu swobodnym oraz jego przyjaciela i zarazem rywala, Enzo Maiorki. Świetną ścieżkę dźwiękową skomponował do niej w 1988 roku Eric Serra, którą przy okazji też warto sobie odświeżyć.
Dzień zwykły dzień, deszcz na twarzy / Czarno-biały film komedia, ludzi w kinie tłum
Bo nawet jeśli filmowe inspiracje nie były tak oczywiste, to wciąż były u Myslovitz obecne. I za to ten zespół ludzie też kiedyś uwielbiali. Pełen kinowych odniesień krążek sprzed dwudziestu lat nie zarobił co prawda tyle, ile po nim oczekiwano, ale został dostrzeżony przez branżę (nominacje do Fryderyków i bardzo prestiżowych w tamtym czasie Machinerów – nagród miesięcznika „Machina”), a nawet przyczynił się do stworzenia pierwszego oficjalnego fanklubu, zatytułowanego – nomen omen – Moving Revolution (tytuł jednego z utworów z debiutu Myslovitz, też naszpikowanego kinem; Monika Biss – uszanowanie). Potem był jeszcze najbardziej kontrowersyjny w historii zespołu „To nie był film” (który swoją drogą został nagrany na album „Z rozmyślań...”, ale jak podają kronikarze trafił przed premierą płyty wbrew woli zespołu na ścieżkę dźwiękową „Młodych wilków ½”), w którym grupa odniosła się do brutalnych i bezsensownych morderstw, niczym żywcem wyjętych z kinowych produkcji. „Urodzeni mordercy, Kalifornia, Siedem / Harry Angel, Pulp Fiction, Hellraiser i Freddy / Codziennie filmy były dla nas jak Biblia / Te same sceny, nawet w snach je widzę” – wyliczał Rojek, a sugestywny klip do tego singla kręcił jeszcze (nieznany szerszej widowni) Wojciech Smarzowski. Nie było potem w polskiej muzyce popularnej mocniejszego odniesienia do świata filmu.
Dwadzieścia lat później kino i inne dziedziny sztuki wciąż są w polskiej muzyce obecne, ale o taką płytę, jak ta „Z rozmyślań…”, która aż kipiała od filmowych odniesień, niestety trudno. Ktoś zacytuje jakiś klasyczny tytuł, ktoś puści oko do kinowej widowni, ale raczej dyskretnie. I najczęściej te odniesienia widać w teledyskach, mniej słychać na płytach głównego nurtu. Choć na szczęście są wyjątki.
„Kiedy myślałam o klipie do »Up In The Hill«, dużą inspiracją wizualną była dla mnie »Święta Góra« Jodorowskiego, jeden z moich ukochanych filmów” – tak Monika Brodka tłumaczyła pomysł na teledysk do singla z ubiegłorocznej płyty „Clashes”. „Ostatnia scena klipu nakręcona z góry jest odwołaniem właśnie do tego filmu.” Dawid Podsiadło z kolei chciał nawet całkowicie się ogolić na potrzeby teledysku do „Forest”, klipu inspirowanego słynnym „Forrestem Gumpem”. Ale poprzestał na przebiegnięciu paru kilometrów. W wywiadzie dla TVN24 mówił: „To jeden z piękniejszych filmów, jakie widziałem. Nigdy nie miałem okazji przeczytać książki. Muszę kiedyś się za to zabrać. Jest to postać, która przede wszystkim jest dobrym człowiekiem. Lubię myśleć, że do mnie te cechy również pasują”.
„Ghost in the Shell”, „Neo Tokyo” i „Ofiary wojny” w „2040”, Kevin Spacey i „K-Pax” w numerze o takim samym tytule – to niektóre z filmowych inspiracji na imiennej płycie Pro8l3mu. Dziś chyba najaktywniejszego składu na muzycznej scenie, który garściami czerpie z X muzy. W numerze „Heat” kłania się filmowi Michaela Manna, w „Tori Black” – puszcza oko do największej gwiazdy filmów dla dorosłych, a „Ritz-Carlton” otwiera dialogiem z „Wielkiego Szu”.
Pierwszy raper Rzeczpospolitej, Kazik Staszewski, powinien być z nich dumny. Autor „Bartona Finka” - utworu powstałego pod wpływem filmów braci Coen i „Komandora Tarkina” wspominającego „Gwiezdne Wojny”, także z Kultem czy Kazikiem Na Żywo zaglądał do kinowej sali. Teledysk do „Dziewczyny bez zęba na przedzie” na przykład Kultu, inspirowany był „Powiększeniem” Antonioniego, a klip „Las Las Maquinas De La Muerte” KNŻ-u nie powstałby na pewno, gdyby nie filmy Eda Wooda.
Klasyka przewija się też w twórczości młodzieży - „Rear Window”, tytuł drugiej płyty Magnifcent Muttley (są tu fani kreskówek?), pochodzi od konkretnego filmu Hitchcocka („Okazało się, że ta historia się super zgadza z naszymi tekstami”), a utwór „Mewy” The Dumplings nawiązuje do kultowych „Ptaków” tegoż samego reżysera („To analogia, które pokazuje, że tak jak ptaki – ludzie, którzy z pozoru wyglądają niegroźnie, też mają swoją inną, ciemną stronę”). Czyli w dobie serwisów streamingowych, Netfliksów i dominacji urządzeń mobilnych, miłość do kina w narodzie nie słabnie. Choć słuchając dziś „Z rozmyślań przy śniadaniu” chciałoby się, by częściej o tej miłości śpiewano.