Muzyka
Fetysz Berghain
Przyglądamy się kultowemu berlińskiemu klubowi.
Mało jest tak kultowych klubów w Europie i na świecie, jak berliński Berghain. Nazwa przybytku zlokalizowanego na Friedrichshain jest magicznym hasłem, które z wielu powodów - mniej lub bardziej uzasadnionych - sprawia, że oczy fanów muzyki tanecznej strzelają czarnymi gwiazdami. Berghain stało się ikoną, punktem odniesienia, ale i ironicznym żartem, szyderczo odpowiadającym na chwilowe zajawki nuworyszy. Ostatnio Berghain to także synonim specyficznego brzemienia techno, które ruszyło z niemieckiej stolicy, by podbić cały świat. Niedługo, bo już 3 maja, w berlińskim klubie odbędzie się before przed festiwalem Tauron Nowa Muzyka, na którym zagrają RSS B0YS, Nervy i Venetian Snares. Dla wielu to wydarzenie jest niczym ustanowienie nowej, tanecznej konstytucji dla Polski. Co zatem sprawia, że Berghain osiągnęło taki status?
Ponury gmach na Friedrichshain jest kontynuatorem klubu Ostgut, który do czasu wyburzenia gościł maniaków techno i gejowskich fetyszystów spod znaku imprez Snax. W tym kontekście Ostgut był wcieleniem opowieści o Berlinie. Energia po zjednoczeniu Niemiec, skanalizowana w przejmowaniu postindustrialnych przestrzeni, zostaje jednak wygaszona przez gentryfikację (klub zostaje wyburzony pod budowę hali sportowej). Berghain kontynuuje wolnościową tradycję Ostgut (łącznie z imprezami Snax, które znalazły swój dom w nowej lokalizacji), ale w dużo większym wymiarze - klub może pomieścić 1500 osób, a w wydzielonej przestrzeni pod szyldem Panorama Bar działa miejsce, gdzie można odpocząć od techno i posłuchać najróżniejszych wcieleń house’u. Bardzo ważnym elementem magii i wolnościowej tożsamości Berghain jest bezpieczna przestrzeń dla tańczących. Zasady, które wcześniej chroniły anonimowość zabawy, znaczą jeszcze więcej w czasach social mediów, gdzie zabawa sama w sobie często ustępuje miejsca jej prezentacji w sieci. W berlińskim klubie nie można robić zdjęć ani filmów, obowiązuje dość restrykcyjna selekcja na bramce i specyficzna etykieta (łatwo pomyśleć, że także coś w rodzaju dress code’u). Można odnieść wrażenie, że wokół klubu panuje aura pretensjonalnej ekskluzywności, ale to nie do końca prawda - te wszystkie elementy osiągają cel: stworzenie swobodnej przestrzeni do zabawy, jakkolwiek wyuzdana czy narkotyczna by ona nie była.
Bramka w Berghain to opowieść sama w sobie - wielka kolejka do klubu doczekała się wielu anegdot, poradników jak się dostać do środka i bloga, który odpowiada na pytanie „Is there a line at Berghain?”, a ponury bramkarz (a także fotograf, bo czemu nie) Sven Marquadt postanowił zmonetyzować swoje doświadczenia i napisał książkę „Die Nacht is Leben” („Noc jest życiem”). Co jakiś czas wypływają najróżniejsze historie osobistych klęsk na bramce, dotykające nawet znanych postaci klubowego świata - w annałach muzyki zapisał się już epicki, antyrasistowski (i prawdopodobnie mocno nietrzeźwy) twitterowy rant Felixa Da Housecata, którego zatrzymano na bramce. Ciemne przestrzenie klubu sprzyjają libertyńskim wyprawom w głąb siebie, ale i intrygują, co przekłada się na gigantyczną ilość imprezowych turystów. Tobias Rapp w książce „Zagubieni w dźwięku. Berlin, techno i technoturyści” źródło nasilenia się wypraw do Berghain widzi w rozwoju tanich połączeń lotniczych - dzisiaj łatwo i tanio, jak nigdy wcześniej, można wsiąść w samolot do Berlina i zatracić się w jednym z weekendów na Friedrichshain. A te - wedle legend - trwają od piątku do poniedziałku.
Co do brzmienia Berghain, skrystalizowanego w wydawnictwach labelu Ostgut Ton, funkcjonującego przy klubie, jest to - bez niespodzianki - surowe techno. Stylistyka Ostgut Ton, amplifikowana przez kultowy status Berghain, w ostatnich latach zrobiła prawdziwy najazd na kluby całego świata. Od Wrocławia po Koreę Południową, każde miasto chce muzycznie emulować Berlin, co prowadzi do lekkiego wyjałowienia klubowego krajobrazu. Techno reprezentowane przez Marcela Dettmana, Bena Klocka czy Lena Fakiego - rezydentów Berghain i prominentnych reprezentantów Ostgut Ton - nie jest może najbardziej wyrafinowaną muzyką świata (a ostatnio przeszło na etap męczącej i niezbyt inspirującej), ale jest bardzo skuteczną parkietową formułą. Warto przy tej okazji wspomnieć o randze rezydencji w Berghain - klub organizuje imprezy z gwiazdami z całego świata i wpuszcza wytwórnie, które czy to na głównym parkiecie, czy w Panorama Barze pokazują swoich artystów, ale aura kultu, jaka otacza Dettmana, Klocka czy innych stałych rezydentów, jest unikalna i rezonuje na cały muzyczny świat. To również niewątpliwe dokonanie klubu - wylansowanie brzmienia, które pod każdą szerokością geograficzną podrywa tancerzy do frenetycznych podrygów.
Rezydencja, label, atmosfera - przy wszystkich ciemniejszych stronach Berghain nie da się zaprzeczyć, że berliński przybytek podtrzymuje niemal tradycyjnego ducha kultury klubowej, gdzie wszystko poza muzyką i zabawą przestaje istnieć. Owszem, miejscami ocierający się o śmieszność kult Berghain i zjawisko technoturystyki nie pomagają klubowej kulturze (choć można się o to spierać), ale to tylko odpryski uczciwie i rzetelnie zbudowanej legendy. I tak, kiedy myślimy o bitach, myślimy o Low End Theory w Los Angeles, kiedy myślimy o techno, myślimy o berlińskim Berghain. Na dobre i na złe.
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi wiadomościami, zdjęciami i filmami, z dyscypliny która interesuje Cię najbardziej? Zapisz się na newsletter już teraz, a na pewno nie przegapisz najlepszych newsów.
Dowiedz się więcej