Jakub Józef Orliński
© Piotr Porebsky
Muzyka

Jakub Józef Orliński: Breaking zmienił moje życie

Ceniony na świecie śpiewak operowy, który regularnie wskakuje na parkiet i tańczy breaking w towarzystwie najlepszych b-boyów? Tak, to Jakub Józef Orliński. Człowiek z hip-hopem w sercu.
Autor: Jacek Słowik
Przeczytasz w 13 minPublished on
Jakub Józef Orliński to postać niezwykła. Specjalizuje się w muzyce barokowej, zdobywa prestiżowe nagrody w świecie klasyki, ale siedzi w nim też od zawsze kultura „blokerska”. Uwielbia taniec i breaking, spotyka się i trenuje z najlepszymi b-boyami na świecie, jednocześnie próbuje sprowadzić operę na ziemię, bo – jak mówi w rozmowie z Red Bullem – „jest to kultura stereotypowo przypisywana do klasy wyższej, z czym ja się nie zgadzam”. Zapraszamy do lektury.
Oglądając różne materiały z tobą zauważyłem coś, o co muszę zapytać: czy ty wiążesz nogawki spodni sznurówkami?
Jakub Józef Orliński: Nie sznurówkami, ale mam gumki recepturki i robię to od czasów gimnazjum. Myślę, że byłem prekursorem tzw. pin rolli, bo na serio robię to od gimnazjum. Strasznie długo.
To jest stary hiphopowy patent, podwiązywanie nogawek baggy’ów sznurówkami, żeby nie ciągnęły się po ziemi.
Ja brałem gumkę recepturkę, a sznurówki używałem jako paska. Taki miałem na to patent.
Zacząłem od tego, bo to faktycznie hiphopowy sposób na szerokie spodnie, a ty łączysz świat hip-hopu z kulturą wyższą, mimo że na pierwszy rzut oka to dwa przeciwieństwa. To intrygujące.
Lubię to, co robię. Od zawsze byłem aktywnym dzieckiem, a „blokerska” kultura siedzi we mnie odkąd pamiętam. A to, co robię muzycznie, to jest to, co mnie fascynuje i co próbuję sprowadzić na ziemię. Bo to jest kultura stereotypowo przypisywana do klasy wyższej, z czym ja się nie zgadzam. I nie chodzi o to, że teraz właściwie każdego stać na bilety do opery, ale o to, że mamy nową falę osób takich jak ja, którzy zajmują się operą od strony produkcyjnej, salami koncertowymi czy koncertami w szerokim ujęciu. Właśnie ci młodzi próbują znaleźć nowe środki, używają nowych technologii, nowych narzędzi. Z jednej strony więc super, że jest miejsce na taką konserwatywną operę, ale z drugiej także na tą nowatorską – z bardzo świeżym podejściem, które uważam za słuszne. Mimo tego, że czasami kończy się to totalną klapą i coś nie działa.
Opera jest stereotypowo przypisywana do klasy wyższej. Z czym ja się nie zgadzam
Jakub Józef Orliński

1 min

Dance Home Guide: Jakub Józef Orliński

Zaczynamy wyzwanie: #RedBullHomeChallenge! Zaglądamy do domów B-Boyów i ludzi związani z tańcem, a oni pokazują, jak mieszkają. Oczywiście tanecznym krokiem! Zobacz wideo z Jakubem Józefem Orlińskim.

Jak to się stało, że człowiek, którego ulubionym zespołem jest znany z muzyki poważnej King’s Singers, równolegle tańczy do funkujących, samplowanych numerów Sugarhill Gangu?
Muzyka jest dla mnie wszystkim, łączy wszystko. Jest dużo rzeczy, które łączą te dwie kultury, bo w obydwu muzyka jest głównym źródłem. Cała emocjonalność pochodzi stamtąd. Cała wrażliwość i „spirytualność”. Wiem, że to jest dziwne słowo, ale bywa tak, że wykonując te dwie czynności wchodzi się w taki moment medytacji. Mimo że breaking jest bardzo ekstremalny i można zapytać: „co to za medytacja w breakingu, kiedy kręcisz się na głowie, robisz jakieś hardcore’owe flipy?”. Dla mnie tak to wygląda. Jest to jakieś dojście do balansu między tym, co się dzieje na zewnątrz i w środku, we mnie. Głosem jesteśmy w stanie się wyrazić tak samo, jak ciałem. To jest kolejny język, którym się posługujemy.
W kontrze do tego stawiam tezę, że breaking jest trochę o freestyle’u, łamaniu zasad, a śpiewanie operowe jest obarczone ramami, zasadami, których należy się trzymać.
A moim zdanem to jest kolejny element, który jest wspólny dla tych dwóch kultur. W muzyce klasycznej jest dużo swobody i pojawia się tam freestyle. Trzeba tylko umieć go znaleźć i być odważnym, żeby się go podjąć. Szczególnie w muzyce baroku, w której ja się specjalizuję, gdzie masz masę miejsca na to, żeby pokazać siebie. To jest coś, co najbardziej lubię.
Wystawialiśmy kiedyś we Frankfurcie dzieło „Rinaldo” Haendela. Jestem tam na scenie prawie trzy godziny non stop. W tej inscenizacji byłem rycerzem w kostiumie - prawie zbroi, z mieczem. I masz tam w partyturze miejsca, gdzie możesz pisać swoje ornamenty, ozdobić całą linię melodyczną tak, żeby pasowała do gry scenicznej. Siedzę więc i wymyślam różne rzeczy. Dla mnie to jest niesamowita praca kreatywna. Uwielbiam to w żywym teatrze, tak samo jak w tańcu, że nigdy nie wiesz, co się stanie. To jest fascynujące i ekscytujące, i nadające temu wszystkiemu życia.
W muzyce klasycznej jest dużo swobody i freestyle'u
Jakub Józef Orliński
Sporo świata przemierzyłeś z muzyką i występami. Grałeś choćby w kultowej Carnegie Hall. Masz swoje ulubione miejsce koncertowe?
Zdecydowanie Hiszpania. Oczywiście nie wszystkie miejsca, ale w Hiszpanii jest rewelacyjnie. Zawsze jest mi tam dobrze, słonecznie, mają bardzo dobre jedzenie. Jest zresztą wiele miejsc, do których lubię wracać. Sporo podróżuję, więc tak naprawdę w prawie każdym miejscu mam znajomych. Gdziekolwiek się nie pojawię, to poza koncertem i pracą, która jest do wykonania, lubię sobie pochodzić i spotykać się ze znajomymi.
Jakub Józef Orliński

Jakub Józef Orliński

© Kamil Szkopik

Gdzie teraz jesteś?
W Monachium. Pierwszy raz od dawna zatrzymałem się gdzieś na dłużej, bo od stycznia do teraz byłem wszędzie, na różnych kontynentach i dużo się działo. Zazwyczaj co tydzień muszę gdzieś polecieć, coś zaśpiewać, albo z kimś się zobaczyć.
To zadziwiające, że mimo bycia permanentnie w drodze, w wolnym czasie masz chęć i siłę na to, żeby jeszcze w międzyczasie odwiedzać znajomych z różnych krajów. Nawiązuję do twoich niedawnych, instagramowych relacji z Zurychu.
Kocham to, co robię, ale trzeba też dbać o work-life balance. Praca to praca i daje mi dużo satysfakcji, ale też dużo możliwości. Choćby takich, że jeżeli po próbie, która skończyła się pół godziny wcześniej, sprawdzę, że za chwilę jest pociąg do Zurychu, a ja akurat mam ochotę spotkać się z przyjacielem i jego żoną – biorę książkę i jadę. Lubię pociągi, lubię sobie siedzieć, patrzeć przez okno, a tym bardziej w Szwajcarii, gdzie są piękne jeziora, cudowne góry, powietrze. No to jadę, spotykam się z nimi, jemy kolacje, idziemy na jakąś lekką imprezkę, a następnego dnia siedzimy nad jeziorkiem, jest pięknie, po czym wsiadam w pociąg i wracam.
Trzeba znać siebie, żeby wiedzieć, czy jesteś w stanie robić takie rzeczy, czy jednak lepiej, żebyś siedział półtora dnia w domu i się relaksował, by mieć siłę na kolejny tydzień pracy. Znam swoje ciało, znam siebie i wiem, że dużo lepiej psychicznie wyjdę na tym, kiedy zobaczę się z przyjaciółmi czy rodziną. Nie chcę być jednym z tych artystów, którzy obudzą się mając 50 lat i nagle są zupełnie sami. Nie mają ani prawdziwych przyjaciół, ani rodziny.
Co to znaczy „poszliśmy na imprezkę”? W wielu wywiadach podkreślasz, że twój zawód wymaga ogromnego dbania o siebie i głos.
W jednym wywiadzie podałem, w ramach naprawdę ekstremalnych, absurdalnych przykładów, że np. nie mogę zjeść banana czy czekolady przed śpiewaniem, bo zakleja mi struny głosowe. To są przykłady, ale ja akurat nie zwracam na to uwagi. Mam inne przypadłości, np. nie mogę pić wina czy szampana – to są dla mnie rzeczy zakazane. Jak piję wino, to mniej więcej trzy dni mam taki szum w głosie, który nie chce się przetrzeć mimo moich różnych starań.
Lubię pójść na imprezkę, to mnie totalnie resetuje i sprowadza na ziemię
Jakub Józef Orliński
To ciekawe…
Nie oszukujmy się, nie jest tak, że żyję w totalnym celibacie imprezowym. Trzeba dbać też o swoje zdrowie psychiczne. Często jak mam trasę koncertową, 12 koncertów co drugi dzień, wygląda to tak, że przyjeżdżamy w poniedziałek – mamy próbę, wtorek – koncert, środa – jedziemy już do innego kraju, czwartek – koncert, piątek – inny kraj, sobota – koncert. I tak to trwa czasami trzy tygodnie albo miesiąc. To jest na tyle hardcore’owe, że rzeczywiście muszę dbać maksymalnie o swój komfort głosu i ciała. Dlatego dużo ćwiczę. Mam taki set swoich ćwiczeń, który sprawia, że mimo tych wszystkich lotów, autokarów, taksówek, nie składam się jak scyzoryk. W pracy wokalnej całe ciało jest instrumentem. I dlatego, kiedy mam jakieś przerwy, to lubię z moimi przyjaciółmi uderzyć na imprezkę, bo to mnie totalnie resetuje i sprowadza na ziemię. Też jestem człowiekiem i mam prawo obudzić się z kacem. To mi wyrównuje grunt.
A czy taką świadomość siebie pozwolił rozwinąć ci właśnie breaking?
Breaking i kultura cypherów - to zmieniło moje życie. Bycie kontratenorem – czyli facetem, który śpiewa bardzo wysoko i w mniemaniu gawiedzi po prostu brzmi jak kobieta – jest, przynajmniej w Polsce, szokujące. Jak byłem młody, nie było to łatwe do udźwignięcia psychicznie – że śpiewasz koncert w domu kultury dla siedmiu, ośmiu starszych ludzi, z których czworo wychodzi, bo nie jest w stanie tego udźwignąć. Albo się podśmiechuje. To są takie rzeczy, że kiedy nie jesteś pewny siebie, nie masz jeszcze ugruntowanego warsztatu, to czujesz się trochę źle, że tak to lekko nazwę. I breaking pomógł mi sobie z tym poradzić.
Nadal tańczę, mimo że nigdy nie odniosłem w breakingu większych sukcesów. Raz trafiłem do top16 podczas pierwszych zawodów Red Bull BC One Cypher Poland w 2011 roku, wygrywałem też jakieś zawody w kategorii toprock. Ale dla mnie jest to nieodłączna część mojego życia. Ludzie myślą, że robię breaking dlatego, że jestem wtedy lepszym produktem wokalnym, ale to nieprawda. Ja breaking kocham i nadal go śledzę. Oglądam wszystkie cyphery Red Bull BC One, lubię patrzeć, jak rozwija się cała sytuacja wokół igrzysk w Paryżu. Jest to dla mnie mega ciekawe. Mam swoją ekipę Skill Fanatics i nadal w niej siedzę.
Breaking i kultura cypherów - to zmieniło moje życie
Jakub Józef Orliński

23 min

Red Bull BC One Cypher Poland 2011 - zobacz, co się działo

Przypomnij sobie z nami, co się działo podczas Red Bull BC One Cypher Poland 2011.

A jest obecnie b-boy lub b-girl, którzy robią na tobie wrażenie?
Wigor jest totalnym sztosem. To, co on robi, jak wiruje na scenie, jest niesamowite. Teraz dostał zaproszenie na światowy finał Red Bull BC One w Paryżu, czyli z dziką kartą jest już rozstawionym graczem. Ten młodziak z Cool Kidz Mob! W ogóle cały ten skład to są niezłe wariaty, ale Wigor szczególnie. Gość trenuje, jest zawzięty i ma motywację. To jest bardzo fajne uczucie widzieć takiego polskiego gracza, który wchodzi w świat breakingu na najwyższym poziomie.
Zdarza ci się jeszcze czasami wskoczyć do kółka, na cypher?
Gdzie nie pojadę, tam trenuję z lokalną sceną. Jak byłem w Zurychu, to trenowałem z lokalnymi b-boyami. W Paryżu odwiedzam miejsce „104”, gdzie przychodzą wszyscy: cyrkowcy, aktorzy, muzycy, tancerze, artyści bardzo różnych kategorii i po prostu tańczą. Wszyscy robią swoją rzecz. Znam też Johnny'ego Foxa, który bazuje w Polsce, ale jest z Hiszpanii, więc jak byłem w Barcelonie, to trenowałem z nim i jego ludźmi. Z kolei Warszawie, ulicę obok mnie mieszka Bruce Almighty – kiedyś jak odwiedziłem Porto to napisałem do niego, czy mogę potrenować z jego ekipą Momentum Crew. I tak to wygląda. Cały czas staram się trenować i z graczami, którzy są poważnymi zawodnikami na scenie.
W drugą stronę: czy jak wpadasz na trening do takich ekip, to oni wiedzą że trenują z poważnym graczem na scenie operowej?
Zazwyczaj przez to, że moim źródłem komunikacji jest Instagram, od razu wiedzą, z kim mają do czynienia. Ale też często mówię: „chłopaki mam dzisiaj koncert, jak chcecie to wpadajcie”. Niedawno grałem w Paryżu i zaprosiłem na swój koncert moją ulubioną b-girl – Kastet. Jak poznałem ją i jej koleżankę-fotografkę, z którą miałem małą sesyjkę zdjęciową w Paryżu, to zaprosiłem je na spektakl. Kastet nigdy chyba nie była w operze, więc dla niej to było dość ciekawe doświadczenie. Mega jej się podobało. Teraz za każdym razem, jak mam koncert w Paryżu, to staram się dawać im znać.
Sporo mam takich znajomych, którym zawsze daję znać, że coś się dzieje i że zawsze mogą wpaść, jak chcą. Oni czasem nawet nie wiedzą, że może im się to spodobać i zakładają, że tego nie potrzebują. Po czym okazuje się, że to jest coś, co sprawia, że czują coś nowego, dotykają nowych części swoich osobowości. I to jest dla mnie największym skarbem – widzieć to na publiczności. Kiedy byliśmy z moim pianistą we Frankfurcie, gdzie wyprzedaliśmy całą salę, która ma prawie dwa tysiące miejsc i zobaczyliśmy przed sobą mnóstwo młodych ludzi… Oni byli w szoku, słuchając polskich pieśni z okresu romantyzmu! Mieli gały wybałuszone, bo nie wiedzieli, że to może im się tak podobać. A to było niesamowite.
A jak ci się grało na Męskim Graniu?
Super. Z Aleksandrem Dębiczem mieliśmy pomysł, żeby przedstawić ludziom, jak bardzo muzyka barokowa jest tak naprawdę popem tamtych czasów i wydaje mi się, że nam się to udało. Super było móc przybliżyć szerszej publiczności fakt, że np. Justin Timberlake, Michael Jackson czy inni śpiewacy muzyki popularnej to są, najprościej mówiąc, ludzie, którzy używają techniki falsetowej. Chciałem tym całym programem, który zrobiliśmy, nowymi aranżami i zaproszeniem Miuosha jako gościa, pokazać ludziom, jak te wydawałoby się odległe światy są ze sobą blisko.
Nie boisz się eksperymentować, nie korciło cię więc, aby jeszcze mocniej powiązać klasykę z muzyką popową, może z rapem, który naturalnie się tu kojarzy ze względu na kulturę hip-hop I breaking?
Propozycji jest dużo, od różnych artystów z naszej sceny. Niestety widziałem wiele połączeń breakingu z muzyką klasyczną, czy muzyki klasycznej z jakimiś popowymi artystami gdzie, w mojej opinii, było to słabe i zrobione po linii najmniejszego oporu. Prowadzę swoje projekty i mimo tego, że jest tam dużo swobody i freestyle’u, są one bardzo przemyślane. Kiedy nagrywam jakąś płytę, to wiem od razu, jaką chcę mieć sesję zdjęciową, jakie wideoklipy i cały anturaż projektu. Tak samo jest ze współpracami.

18 min

ABC... Breakingu

Wszystko, co chcesz wiedzieć o breakingu, czyli tańcu, który zrodził się na amerykańskiej ulicy. Na film w polskiej wersji językowej zaprasza Rademenez.

angielski +8

Czytając o twoich płytach bardzo często w recenzjach czy artykułach pojawia się słowo „emocje”. To one wychodzą na pierwszy plan.
Dla mnie najważniejsza jest autentyczność i prawda. Tak jak w teatrze. Dlatego śpiewam, bo wydaje mi się, że głos jest tak intymny i bardzo połączony z naszym systemem emocjonalnym. Siedzę w sali po kilkadziesiąt godzin i ćwiczę warsztat, żeby to wszystko brzmiało i było na dobrym poziomie. A kiedy wychodzę na scenę, to jest ten moment, w którym nie tylko publiczność ma się dobrze bawić – to jest też moment dla mnie, chcę go przeżyć razem z nimi. Publika, emocje – to daje ci super moce. Choć są też takie sytuacje, gdy coś, co się wydarzyło w twoim życiu rzutuje na wykon danego dnia. Pamiętam, jak mieliśmy kiedyś z moją dziewczyną bardzo trudny moment w związku. Rozstaliśmy się, a ja miałem tego dnia spektakl. Mój bohater śpiewał w nim o... swojej ukochanej, która odchodzi. Dziś to może brzmieć śmiesznie, ale jak jesteś w tych emocjach, to cię rozrywa na pół. To jest naprawdę trudne w takim momencie. Ale jest też na swój sposób piękne i pozwala uczyć się siebie w różnych sytuacjach.

Dowiedz się więcej

ABC...

Zajrzyj za kulisy jednych z najbardziej wymagających sportów i rywalizacji na świecie.

2 sezon · 17 odcinków
Zobacz wszystkie odcinki