Wstęp
Zrobiłem w sieci research, przesłuchałem wszystkie płyty, starałem się rozłożyć Jana na kawałki, ale niewiele znalazłem odniesień do ludzi, rzeczy, tytułów, o których by bezpośrednio powiedział, że zmieniły jego życie. Czyjejś muzyki oczywiście słuchał, kogoś lubił, ale co i kto najmocniej wpłynął na to, jakim jesteś dzisiaj człowiekiem i raperem?
Postanowiłem zadzwonić. Okazja nadarzyła się szczególna o tyle, że Janek – zgodnie z zapowiedzią na swej ostatniej płycie „Uśmiech”: „Jutro będę gdzieś daleko, zapisałem tu historię / Zniknę gdzieś na chwilę, żeby poczuć się znów dobrze” – ma ostatnio więcej wolnego czasu, bo odpoczywa od muzyki. Ale – co z kolei zawarł w swoim niedawnym #Hot16Challenge2 – „nie od bycia artystą”. W tej roli zobaczyliśmy go w projektu Red Bull Trasa Życzeń – Janek zagrał specjalny koncert, który mogli współtworzyć razem z nim fani. Przez głosowanie wybierali najpierw scenografię występu, a w trakcie samego koncertu także utwory, które Janek zagrał ze swoją ekipą na żywo.
Wcześniej opowiedział nam o ludziach, miejscach i rzeczach, które wpłynęły na jego życie.
Harry Potter
Jan-rapowanie: Od razu zaznaczę, że to nie jest rzecz, z której jestem wyjątkowo dumny i biorę nawet pod uwagę fakt, że część czytelników może mnie teraz „sfejspalmować”, ale już tłumaczę, o co chodzi. „Harry Potter” może tutaj trochę wyglądać jak odpowiedź na pytanie: „jaka jest twoja ulubiona potrawa?”, po czym mówisz: „pizza”, ale wiesz... Ja jestem ‘98 rocznik, dla mnie i moich rówieśników to była bardzo ważna opowieść. Towarzyszyła nam w momencie, kiedy przechodzi się z bycia dzieckiem w bycie nastolatkiem. Nie pamiętam teraz dokładnie, czy ktoś mi ją specjalnie podsunął, ale wtedy skala Potteromanii była tak duża, że chyba sama jakoś do mnie trafiła. Pamiętam natomiast doskonale, że „Harry Potter” zawsze przenosił mnie w świat magii, w świat zupełnie inny od tego, który mnie otaczał. Różnicy w odbiorze między książkami a filmami nie kojarzę raczej szczególnej – do jednego i drugiego mam podobny stosunek, jedno i drugie bardzo lubię – ale najbardziej magiczną formą spotkań z „Harrym Potterem” był dla mnie odsłuch audiobooka, czytanego przez Piotra Fronczewskiego. Z bardzo ładną oprawą muzyczną. Do tej pory mam do niego ogromny sentyment. I chyba nie umiem ci teraz powiedzieć, w jaki konkretny sposób mogło mieć to wszystko na mnie wpływ, ale to uczucie jest tak mocne, że jestem przekonany, że byłbym kimś zupełnie innym, gdyby nie „Harry Potter”.
Książka „Paragraf 22”
Książki do czytania podsuwał mi bardzo często mój ojciec, ja też bardzo często nie chciałem ich czytać, z wielu niewiele pamiętam, ale to, co pamiętam na pewno to to, że „Paragraf 22” czytałem w okresie początków nastoletniości i tu zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że ta książka ukształtowała pewien sposób mnie i moje poczucie humoru. Albo jedno z poczuć humoru, bo też ze mną jest tak, że moje poczucie humoru zależy często od kontekstu i miejsca, w którym się znajduję. „Paragraf 22” – czyli powieść amerykańskiego pisarza Josepha Hellera, której akcja rozgrywa się w czasie drugiej wojny światowej – nastawiła mnie na abstrakcyjne myślenie, pokazała, że można patrzeć na te same rzeczy z innej strony, zmieniać perspektywę. Że może być inaczej, że zawsze jest jakaś druga strona i można do każdej dziedziny życia podchodzić od tyłu, od boku, w każdym razie nie zawsze trzeba od przodu. Słyszałem, że George Clooney zrobił na jej podstawie serial, i że jest dostępny na HBO GO, więc spróbuję go sprawdzić.
Płyta „Plansze”
Jakby nie patrzeć, „Plansze” to płyta, która absolutnie zmieniła moje życie i gdyby nie ona, nic by nie było dzisiaj takie jakie jest. Nie wiem, co bym robił i gdzie bym był, może wcale nie cieszyłbym się z tego, że mogę dziś odpoczywać, ale martwiłbym się o pracę, cokolwiek. Bo powiem ci na marginesie, że nie przypominam sobie, kiedy było mi fajniej. Nikt raczej teraz niczego ode mnie nie chce, bo też niczego nie można teraz robić, siedzę więc sobie w domu, jeżdżę na hulajnodze, oglądam filmy, słucham muzyki, odpoczywam… Nie chcę być tu źle zrozumiany, zdaję sobie sprawę z sytuacji na świecie i to wszystko moje własne odczucia – ale w jakiś sposób ekscytuje mnie to, że przeżywamy teraz coś, co na zawsze zapisze się w historii świata. Że dzieciaki będą się o tym uczyć w szkołach i że za 60 lat wnuki będą mnie prosiły, by im opowiedział „jak to było”. Cała ta sytuacja też mi pokazuje, że tego właśnie potrzebowałem. Tego odpoczynku. Szkoda tylko, że nie można podróżować – wtedy w ogóle było super.
3 min
Jan-rapowanie & Nocny - Wszystko OK
Posłuchaj i obejrzyj klip do utworu "Wszystko OK". Zapraszają: Jan-rapowanie & Nocny.
Abstrahując natomiast od tego, co się dzieje teraz za oknem, a wracając do „Plansz” – przecież ja dzięki tej płycie przeżyłem tyle fantastycznych rzeczy! Do końca życia będę miał o czym opowiadać. Nie uważam, że to jest pozycja wybitna, ale myślę, że jest to płyta, do której ludzie będą wracać za kilka czy kilkanaście lat. Jej zaistnienie totalnie wpłynęło na moje życie i trudno mi sobie wyobrazić, by mogło jej nie być. Dzięki „Planszom” spotkałem mnóstwo fantastycznych ludzi, spełniłem wiele swoich marzeń, przejechanych w trasie mnóstwo kilometrów, pamiętam też wiele bardzo przyjemnych sytuacji. Na przykład wtedy, gdy zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszałem: „jesteś pierwszy na Olisie!”. Albo gdy dostałem wiadomość od Solara, że mam Złotą Płytę. Albo że gram na Open’erze! To są sprawy, których nikt mi nigdy nie odbierze i jakkolwiek by moje życie się nie potoczyło wiem, że przeżyłem coś, co ma szansę przeżyć promil ludzi. Do tej pory nie dociera do mnie, jak to się mogło stać, ale na pewno nie zmieniłbym tego. (śmiech) Nawet teraz, gdy ci o tym opowiadam, to się wzruszam.
4 min
Jan-rapowanie spełnia marzenia na Open'erze
Zobacz drogę Jana-rapowanie na Open'era.
Szyman
Kacper Szymański. Mój przyjaciel, współpracownik, czasami mój opiekun, człowiek, który może być naprawdę dla innych wzorem. Jestem wielkim fanem naszej przyjaźni. Nie wisimy codziennie na słuchawce, nie rozmawiamy ze sobą non stop, ale wydaje mi się, że będziemy się trzymali razem do końca życia. Łączy nas tyle rzeczy, a to, co udało nam się wspólnie osiągnąć, jest takim cementem dla naszej relacji, że trudno to porównać do czegokolwiek. Znowu zabrzmi to bardzo górnolotnie, ale ja naprawdę nie wiem, co by było, gdyby nie Szyman. Prawdopodobnie nigdy bym się nie zmobilizował do wielu rzeczy – akurat on jest wspaniałym motywatorem, ma fantastyczną umiejętność wskazywania – nawet nie tylko w muzyce, ale w życiu, w ogóle – tego, co nie działa. Kiedy wszyscy zastanawiają się, dlaczego coś gdzieś nie idzie, Szyman jest taką osobą, która potrafi te słabe elementy wskazywać. On mnie też nauczył pracowitości i asertywności.
Jeszcze jakieś 2-3 lata temu, gdybyś zobaczył jak żyłem, absolutnie nie uwierzyłbyś, że jestem w stanie cokolwiek osiągnąć. Byłem leniem, który żył na melinie, bez pieniędzy na jedzenie – byłem na pewno strasznie nieznośny i na pewno cała sytuacja powodowała, że nie byłem najlepszą wersją siebie. A on mnie nigdy nie zostawił! Szyman wierzył w to, że jak będziemy się trzymać razem, to możemy zrobić coś fajnego i dużego. Dziś mogę każdemu życzyć takiego przyjaciela. Ciężko być może to sobie wyobrazić komuś, kto tego nie przeżył, ale naprawdę jest to uczucie z kategorii „nie do podrobienia”. Zwłaszcza wtedy, gdy przypomnę sobie, jak jechaliśmy pociągiem TLK gdzieś daleko, za 20 zł, i jeszcze po to, żeby do tego koncertu dołożyć, bo graliśmy dla siedmiu osób, a potem, jak wchodzimy na największe sceny w Polsce. I cały czas robimy to razem! I nic się między nami nie zmienia. Traktujemy siebie podobnie, mamy podobne poczucie humoru i rozmawiamy o tych samych rzeczach, co kiedyś. To jest niesamowite.
VI Liceum Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza w Krakowie
Trochę jako symbol i znak czasów, które do tej pory uwielbiam. Liceum to był dla mnie okres wchodzenia w dorosłość i czas, kiedy zacząłem rapować. Też pierwsze miłości i jakieś większe imprezy. Wspominam je z sentymentem na tyle, że gdybym miał możliwość powtórzenia jakichś lat ze swojego życia to powtórzyłbym właśnie liceum. To, jak składaliśmy się w pięć osób, żeby mieć na alkohol, który spożywaliśmy potem na ławce, albo to, jak zbijaliśmy się we trzech na paczkę szlugów. Mam też sentyment do samego budynku VI LO. Kiedy jestem w Krakowie to często idę pod szkołę, żeby go tylko zobaczyć. Z tamtego czasu wspominam też dobrze mojego wychowawcę, który był jak postać z serialu, coś jak Dr House. Bardzo inspirujący, ekscentryczny i mądry człowiek, który powtarzał, że on jeszcze nie wie, jak ja sobie poradzę w życiu, i co będę robił, ale na pewno spadnę na cztery łapy. (śmiech) Nigdy nie byłem ani zbyt dobrym uczniem, ani słabym, uczyłem się zawsze przeciętnie, ale mam takie wrażenie, że nikt, łącznie z moimi rodzicami, nie musiał się martwić, że coś pójdzie ze mną nie tak. Starałem się przeżyć liceum jak najlepiej. Ludzie mają to do siebie, że najczęściej doceniają coś lub kogoś, gdy go stracą, ale ja już w trakcie chodzenia do liceum wiedziałem, że jest tak zajebiście, że pewnie lepszy okres mnie nie spotka i że trzeba czerpać z niego maksimum. Ile się da. I powiem ci, że jak dziś rozmawiam ze swoimi znajomymi ze szkoły, to oni mają często pretensje do siebie, że nie przeżywali tego czasu w podobny sposób. Ja pretensji żadnych nie mam. (uśmiech)