Przyznaję bez bicia – nie wiem, jak cię teraz tytułować. Raper-emeryt? Nieaktywny artysta?
Ras: Hmmm... Może: „ktoś kiedyś znany jako raper”? Też nie wiem, serio. Zawsze robiłem dużo rzeczy, nie chcąc zostać zaszufladkowanym. Byłem urzędnikiem, byłem początkującym piłkarzem, byłem raperem... Za to emerytem chyba nie można mnie nazwać, jak tak patrzę w swój kalendarz na najbliższe miesiące.
Może to tylko taki stan przedemerytalny?
Coś w tym jest. Taki ostatni boost przed śmiercią, wyrzut hormonów, dzięki któremu masz siłę, mimo niedołężności, zrobić jakąś przebieżkę. Dobra, niech będzie, że jestem pracującym emerytem. Albo nawet zapie*dalającym.
Red Bull Wspólna Scena – przypomnij sobie wyjątkowy projekt z udziałem Rasa, Kosiego, Sokoła i innych raperów:
7 min
Red Bull Tour Bus – Wspólna Scena – Lublin
„Ta muzyka to piękna odskocznia”. Zobacz film o lubelskiej miłości do hip-hopu.
A jednak sporo osób nadal ma wątpliwości względem do tego, co ogłosiłeś. I nie chodzi mi na razie o Rasmentalism. Gdy wrzuciłeś na Instagram relację dotyczącą ostatniej gościnnej zwrotki w karierze, ludzie zastanawiali się, czy aby to nie prowo.
Doceniam w życiu to, że można kłamać i że za słowa nie ponosi się żadnych konsekwencji. Dlatego mogę najpierw powiedzieć, że to faktycznie koniec-koniec, a jednocześnie nagrać raptem dwa tygodnie temu zwrotkę Barto Kattowi. Moje doświadczenie mówi, że plany i deklaracje czyni się głównie na potrzeby marketingowe, a życie pisze swoje scenariusze. Jasne, uważam, że kariera się skończyła, ale jeśli poczuję, że nagranie czegoś sprawi mi przyjemność, to sobie tej przyjemności nie odmówię. Ale widzisz, czasem bywam słowny – gadałem z tobą rok temu i już wtedy powiedzieliśmy ci razem z Mentem, że to finisz. Mieliśmy mieć jeszcze trasę koncertową, teraz jesteśmy w identycznej sytuacji...
I tej trasy nie zagraliście przez pandemię. Zaraz się okaże, ze z naszymi wywiadami w trójkę wiąże się jakaś klątwa.
Oby nie! W każdym razie chcemy się fajnie pożegnać za sprawą kilku koncertów. Ja sam zaczynam robić coraz więcej na muzycznym backstage'u i zaczyna mi się to podobać, bo szukanie talentów i otwieranie tym talentom drzwi i głów jest tak po ludzku super. Radyjko jest moją miłością na zawsze i z niego nie rezygnuję, za to niestety często odmawiam songwritingu, bo nie mam na to czasu. Tylko właśnie, ze mną tak jest, że mogę nagle wpaść na pomysł miesięcznych wagarów, podczas których będę się zajmować tylko pisaniem dla kogoś. Wisi nade mną także rok wagarów poza tym krajem, w którym słońce jest przez dwa miesiące, a gdy go nie ma to nieustannie napierdalamy się ze sobą o różne bzdury.
Gdzie chcesz ruszyć?
Miejsce nie jest konkretne, ale mam trzy warunki: ciepło, woda i palma. Wiadomo, muszę wziąć pod uwagę wiele rzeczy: zatrudnienie, finanse, kwestie podjętych zobowiązań. Mam nad sobą kilka chmurek, zobaczymy, z której kapnie. A jak mi się po tym wywczasie zmieni myślenie, to zabiorę mikrofon, który kupiłem mojemu przyjacielowi Markowi Tortowi do studia, i coś sobie porobię. Podejrzewam jednak, że tak nie będzie, bo dla siebie nie piszę od bardzo dawna. Wiesz, kiedy nagrałem ostatnią swoją rzecz?
No?
W październiku 2019 roku. Więc widzisz, to nie było tak, że wyszedłem sobie ze studia i nagle zapostowałem, że odchodzę. To mi się solidnie przemieliło w głowie.
Z tyłu tej głowy miałeś też fakt, że musisz nadrobić zaległości, zanim powiesz „pas”?
Nie, chociaż obiecałem różnym osobom kilka rzeczy. Zamiast je jednak zrobić, podzwoniłem i poinformowałem, że się nie wydarzą. W sumie mam też grono ludzi, którym nie odmawiam i to z nim jest związana jedna jedyna wisząca zwrotka, której nie anulowałem. Być może nagram ją w ten weekend. To powiedzenie: pas jest o tyle łatwiejsze, że nigdy nie czułem się za bardzo częścią sceny rapowej, nie zajmowałem się klepaniem innych po pleckach. Mam kilku dobrych kolegów z rapu, ale to tyle. Miłość do robienia muzyki wygasła, a skoro wygasła to działanie nie ma sensu.
Może i nie ma, lecz to nie oznacza, że nie byłoby opłacalne.
Wiadomo, ale pozostając w grze wchodzisz w inny tryb. Boksujesz się ze sobą, robisz wszystko dla kogoś i po coś, działasz w Excelu, rozważając listę plusów i minusów, na bieżąco kalkulujesz. Ja nie robię analiz, moim życiem kierują intuicja i przyjemność. Zawsze słyszałem, że to się nie opłaca i że tak nie wolno, i że jak się do czegoś zobowiązało, to trzeba się wywiązać. Nie dość, że nie uważam, iż byłem wobec kogokolwiek zobowiązany poza samym sobą, to jeszcze nie sądzę, że będę mieć jakieś drugie życie, nie czekam na sąd ostateczny. Spędzę na ziemi jeszcze kilkanaście lub kilkadziesiąt lat i chcę je dobrze wykorzystać, a nie się siłować.
Brzmisz jak posmutniały idealista.
Żeby nie było – nie mówię, że jestem stary i fizycznie nie dałbym rady koncertować. Po prostu czuję, że nie jestem ani głosem jakiejś grupy, ani jakiegoś pokolenia, ani też, nie wiem, ludzi z małych miast. Nie muszę tu być, skoro sam chcę robić coś innego. Ostatnio ludzie często próbują mnie postawić do pionu stwierdzeniami typu: „zobaczysz, zatęsknicie”, „jeszcze wam się zechce” albo „szkoda, że Rasmentalism przestaje działać”. Przez sekundę nie przyszło mi do głowy, że szkoda.
Dlaczego?
Parę lat temu obejrzałem dwa zajebiste dokumenty o Cool Kids of Death. Jeden był o momencie, jak im świetnie szło, drugi – jak była już obrzydliwa stypa. Grali dla paru osób, z czego jedna darła mordę „butelki z benzyna i kamienie”, było też dwóch żuli i tańczące dziecko.
Filmowa scena.
I to jak. Po tym drugim seansie powiedziałem do dziewczyny: to jest punkt, w którym nigdy nie chcę być. Nigdy w życiu nie chcę skończyć kariery, desperacko trzymając się sceny i błagając, by mnie z niej nie zdjęto. Na szczęście życie poprowadziło mój zespół tak, że finiszujemy z dwiema wyprzedanymi datami, zaraz ogłosimy kolejne i też pewnie pójdą. Ciągle chcą nas słuchać, nie jesteśmy dla nich śmieszni. I dlatego powinniśmy odejść.
Do Rasmentów jeszcze wrócimy. Porozmawiajmy teraz o tym twoim wyjściu. Podchodzisz do niego w choć trochę emocjonalny sposób? Wielu mówi, że rapowanie to pewien nałóg, z którym ciężko zerwać.
Myślę, że nie tyle rapowanie, ile poszukiwanie magicznych momentów w studiu. Siedzisz sześć godzin, nic nie wychodzi, aż tu nagle zapala ci się światełko. I to jest piękne. Szczęśliwie można to także poczuć, gdy siedzisz w studiu z innymi, pracując przy czyichś albumach.
Nie odpowiedziałeś na pytanie.
Nie było łzawo. Przestało mi się chcieć, bo przestałem to kochać. Musiałbym oszukiwać słuchaczy. To przecież nie jest tak, że nagle zapominasz, jak się pisze albo nie umiesz stanąć przed mikrofonem. Robiłem to od piątej klasy podstawówki do 35. roku życia. Naprawdę mógłbym bez większego trudu tłuc numery.
To jak się odkochałeś? Przeżyłeś artystyczny zawód miłosny czy może zabiła to rutyna?
Możliwe, że przez to, że „Geniusz” się przeciągał, uleciał ten pierwiastek X, lecz czynników musiało być więcej, także tych nieuświadomionych. Suwaki się poprzesuwały i naturalnie zacząłem bardziej lubić inne rzeczy.
Najpierw była decyzja o końcu twoim czy Rasmentalismu? Dla mnie to dwa pozornie podobne, siłą rzeczy związane ze sobą rozstania, ale chyba jednak trochę różne w szczegółach.
Ja byłem inicjatorem rozstania, więc najpierw była moja decyzja. O końcu mówiłem już parę miesięcy przed wydaniem ostatniego albumu, ale Kamil chyba nie dowierzał, bo już wcześniej miewałem takie myśli. Tym razem, po roku, wiadomość dotarła w odpowiednie miejsce i została zaakceptowana. Nazwałbym to nie dwoma rozstaniami, a rozszerzonym rozstaniem.
Powiedz szczerze: formuła się wyczerpała?
Coś w tym jest. Wydaje mi się, że przy stałym rozwoju warsztatowym oraz naszych znajomościach można było zrobić switch i przeistoczyć duet w pełnoprawny zespół. Nawet w trakcie ostatniej trasy na scenie będzie siedem osób, a nie tylko trzy. Pójście w stronę bandu wpuściłoby sporo świeżego powietrza, ale już się nie zdarzy.
Szczerze mówiąc, dziwi mnie to wszystko. Dopiero co dołączyliście do nowej wytworni.
To sprawiało wrażenie nowego początku, tyle że my jeszcze przed płytą – nie wiedząc, że to nasza finałowa – uznaliśmy, że będziemy pracować projektowo, umawiając się ze sobą i innymi tylko na jeden krążek wprzód. Potem pomyślimy, co dalej.
Celowo zawężaliście działalność?
Niewątpliwie. Nie chcieliśmy długich zobowiązań, chcieliśmy swobody.
Czyli wasza decyzja nie spowodowała szoku u włodarzy Sony? I tak byliście tu potencjalnie tylko na chwilę.
O ku*wa, tego nie wiem. Ale tak, umowa obejmowała jeden album plus remixy. Zdradzę ci, że mamy dużo propozycji związanych z monetyzowaniem pożegnania, lecz je odrzucamy. Istnieje za to szansa, że jesienią puścimy jakiś merch, ale strzelam jednak, że nikomu nie będzie się chciało nad tym siedzieć. Na razie jednak nie przekminiamy tego szczegółowo. Dzisiaj idę do Kamila, żeby zobaczyć się pierwszy raz od września i ułożyć setlistę koncertową. Najważniejsze, żeby wyjść z przytupem.
Bedoes zakomunikował, że podczas zbliżającej się trasy koncertowej będzie używał miotacza ognia. Ten pomysł jest już zatem spalony.
Oj, to może być niebezpieczne...
A wracając – zawsze możecie też, poza tymi remiksami, wyciągnąć kawałki z archiwów i je wydać.
Co ty, nie mamy takich numerów.
Jakim cudem? Zrobiliście wielkie palenie teczek?
Nie, to inna sprawa. Jeżeli bit czy nagrana zwrotka nie działały od razu, to odpuszczaliśmy. Nic nie musiało odpadać w ramach jakiejś późniejszej selekcji. Początkowe pół-zwrotki na podkładach były albo kończone, albo po chwili zapominane. Sam widzisz – nie warto nas zabijać, bo nie uda się wydać n-tej płyty jak u 2Paca.
To może w tych pół-zwrotkach na podkładach były jakieś tropy, które jednak chcieliście kiedyś podjąć, bo nie złożyło się w czasie, a później nie zdążyliście do nich wrócić?
Tez pudło. Nigdy niczego nie planowaliśmy – i to pewnie źle, jeśli chodzi o komercyjny wymiar działalności. Te grupy, które wiedzą, co i kiedy zrobią, maja lepiej wykalkulowaną linię życia. Gdy zaczynaliśmy robić którąkolwiek płytę, to nigdy nie wiedzieliśmy, jaka ona będzie, dawaliśmy się prowadzić momentowi. Dzięki temu nie możemy mieć do siebie żalu. Nic sobie nie obiecywaliśmy na zaś. Znowu idąc w uczuciową metaforykę: ten związek był dodatkowo poliamoryczny.
Zdecydowanie. Liczba twoich solówek czy kawałków z innymi producentami wręcz poraża.
Ech, no dobra, ta poliamoria nie za bardzo działała, za to nie musiała, bo było nam dobrze i się dogadywaliśmy. Wydaje mi się, że Kamil teraz dłubie coś swojego z różnymi ludźmi i chyba nadal jest to w powijakach. Nasz rozwód jest zaś taki, że możemy zjeść razem śniadanie, wypić piwo, wyjść na imprezę czy obiad, tylko nie mamy już zespołu. Nie żałujemy też naszych wyborów artystycznych, choć z perspektywy czasu widzę, że kilku rzeczy bym nie zrobił, gdybym tylko lepiej przemyślał sytuację. Z drugiej strony – wiesz, może ktoś spłodził przy takim czy innym kawałku dziecko? Może dałem tym komuś szczęście?
Wiesz, że zaraz zejdzie nam na antynatalizm?
To później. Za to teraz muszę zaznaczyć, że w ogóle nie podchodzę do tej kariery sentymentalnie. Nie zbierałem pamiątek, inaczej niż moja mama, która ma moje wiersze z konkursów, tomiki, dyplomy, arabskie artykuły dotyczące naszego koncertu w Algierii. Ja mam tylko złotą płytę, ale zakurzoną. Ludziom, którzy są sentymentalni, łatwiej się tworzy, mogą sobie coś rekompensować, robiąc muzykę. Jako stoik przeznaczę to złoto na jakieś schronisko.
Za chwilę dam ci spokój z tym Rasmentalismem, ale pozwól, że spytam jeszcze o jedną rzecz. Czy odchodzicie spełnieni?
Nie do końca. Ten zespół było stać na więcej, ale nam się nie chciało. Gdyby nasze zaangażowanie wynosiło co najmniej 30 procent, a nie uważam, że kiedykolwiek takie było poza dopinaniem płyt, to bylibyśmy teraz w innym miejscu. Wypełniliśmy misję, która nie była spektakularna.
Piłem trochę do tych twoich prób związanych z nauką śpiewu. Mówiłeś mi, że brak umiejętności nie pozwolił ci pójść do przodu.
Bo tak było. Z czasem zacząłem lepiej czuć melodię i przestałem myśleć wersami rapowymi. Mam w głowie krótsze frazy, które trzeba byłoby położyć na konkretnych dźwiękach. Słyszę to, ale nic z tym nie mogę zrobić, przez co moja historia z tworzeniem nie będzie pewnie już dłuższa. No i co – teraz zamiast śpiewać siedzę sobie z tobą na Powiślu i pijemy sobie kawę i lemoniadę. Jest jak jest.
Co gorsza nie masz też czasu, by pisać dla innych. A to przecież twórcza dziedzina, choć taka, o której mało się mówi.
Mało się na niej zarabia, dlatego pewnie mało się o niej mówi, dlatego pewnie mało ludzi ona obchodzi.
To zabrzmiało brutalnie.
Jak jesteś producentem, którego grają w radiu, to wzięcie 8-12 tysięcy za numer nie jest problemem, a jak jesteś tekściarzem, do którego artyści się dobijają, to wzięcie 0 złotych za numer tez nie jest problemem. Nie wiem, z czego wynika taktyka pisania wyłącznie za tantiemy, bo musisz się rok prosić, by ktoś zgłosił kawałki do ZAiKS-u. W międzyczasie uciekają ci koncertowe ZAiKS-y, w końcu nie działają wstecz. To nie jest intratne zajęcie, chyba że robisz po trzy zasięgowe numery miesięcznie. Trochę osób się jednak garnie do tworzenia tekstów, zauważam to dzięki służbowej skrzynce. Czytam i widzę, że ci ludzie nie wiedzą, że nie piszą piosenek, tylko wiersze. A ja? Pisanie to wagary. Czasami chodzę.
Istnieje szansa, że byłyby lepiej płatne, gdybyś pisał anonimowo dla innych raperów.
Próbowałem.
Zamieniam się w słuch.
Zazwyczaj masz zaznaczone na początku, że podpisujemy klauzulę poufności i ciebie tu właściwie nie ma. I tu faktycznie można wziąć większą stawkę za linijki. W moim przypadku nie wyszło, za to sam projekt okazał się sukcesem i ciągle trwa, kręci się tam kilka niezłych długopisów.
Kawa na ławę: miałeś zostać ghostwriterem Ekipy?
Nie, to było jeszcze przed szałem na lody. Tamta sytuacja miała miejsce, gdy Rasmenty były już trochę na wygaszeniu, więc forma, w której musisz nawalić 32 wersy i refreny, a wszystko jest przegadane, więc musisz powiedzieć pięć razy to samo... Posiedzieliśmy sześć godzin w studiu z super producentami, wszystko się zgadzało – poza moim udziałem. Zabrałem robotę do domu, a po dwóch wieczorach zadzwoniłem z informacja, że musimy odpuścić, bo nic dobrego nie powstanie z wymuszonej roboty. Dawniej zdarzyło mi się jednak napisać taki rap na zlecenie do reklamy.
Jakiej?
Karmy dla psów i kotów. Żeby było śmieszniej: rapuje w niej popularny niegdyś podziemny raper, tylko ma taki efekt na wokalu, że nie da się go rozpoznać. To przynajmniej było zabawne i dobrze mi zapłacono. I jeszcze raz dobrze zapłacono, bo reklamówka latała na rotacji. I jeszcze raz, bo za przetłumaczone teksty na potrzeby Węgier, Czech czy tam Rumunii też się płaci. Polecam się, co mi tam.
Jakiś kontrakt jednak ostatnio podpisałeś. Nie mogliśmy się przez niego spotkać.
Chodziło o zawieranie umowy z artystą, bo byłem reprezentantem wytwórni Sony, w której jestem na stanowisku A&R. Do moich obowiązków należy szukanie talentów i ogarnianie kontraktów, ale też późniejsze dostarczenie labelowi repertuaru nowego artysty. Teraz jest tyle miejsc do wydawania muzyki, że przybicie się z kimkolwiek nie jest trudne. Schody zaczynają się wtedy, gdy trzeba się przybić z sensem. To duży wyczyn.
Przyznaj się: jesteś żyletą w robocie?
Gdzie tam, zupełnie nie. Podejrzewam, że gdybym miał pracowników, to byliby wniebowzięci, bo mój charakter przekłada się na wszystkie dziedziny życia. Jasne, dowożę tematy, bo muszę, ale strona formalno-buchalteryjna nie jest dla mnie przyjemna.
Zdarzało ci się podejmować w karierze decyzje, które dziwnie wyglądały z boku. Sytuacja, w której rozpoznawalny raper z rozpoznawalnego, będącego na fali zespołu zostaje hypemanem innego rapera, to ewenement. Tak było z tobą i Sokołem.
Jakoś nie zastanawiałem się, co ludzie powiedzą. Byłem na koncercie PRO8L3M-u, na backstage'u zrobiliśmy afterek i Wojtek rzucił zdanie, że zaraz trasa, ale nie wie, jak będzie grał te koncerty, jak je ograć scenicznie. No to mu mówię: z przyjemnością z tobą pojeżdżę. Odparł, że myślał o tym od miesięcy, tylko głupio było mu zagadać, bo mam wiadomy duet. A dla mnie to było spełnienie dziecięcego marzenia i możliwość pracy z człowiekiem, którego spojrzenie na świat bardzo doceniam. Nie zawsze się z nim zgadzam, ale imponuje mi na wielu płaszczyznach. To, jak patrzy na życie, jak z niego korzysta, jak idzie w rzeczy i szuka bodźców. Zagraliśmy z Sokołem pewnie z 60-70 sztuk, nie żałuję ani jednej. Dostałem niedawno propozycje kolejnego ruszenia razem w trasę, ale nie uda się przez nawał pracy. Odmówiłem z dużym żalem.
Myślę, że trzeba naprawdę lubić rapowanie samo w sobie, żeby prowadząc sporą karierę wspomagać jeszcze scenicznie innego rapera. Pytając przewrotnie: warto było wchodzić do gry?
Wszystko, co mam w życiu, jest z rapowania. Absolutnie wszystko. Wszystko, co mam w głowie, co mam na koncie, ludzie, których poznałem – może poza moją dziewczyną. Chociaż nie, czekaj. Poznałem Ewę w ten sposób, że przyniosłem naszemu wspólnemu kumplowi, z którym akurat siedziała w barze, płytę „Dobra muzyka, ładne życie”. Pamiętam, że potem jechała autobusem nr 15 z centrum Lublina. Powiedziałem, że też nim jadę. Gdyby nie Rasmentalism, to nigdy nie bylibyśmy razem. I byłbym jeszcze na dokładkę sfrustrowanym prawnikiem albo urzędnikiem.
Tylko widzisz, są strony dobre i są strony złe. Pewnie coś ci ta muzyka jednak odebrała.
Wątrobę i sen. Odpowiedziałbym precyzyjniej, gdybym się badał, ale niestety unikam lekarzy. Jak się przebadam to dam ci cynk, zrobimy suplement. Powstały uszczerbki na zdrowiu, co tu kryć. A co więcej? Dużo kłopotów, kłótni i afer wynikało z trybu życia rapera. To wszystko jest jednak ciekawe, ubarwia życie. Nie żałuję żadnego sposobu, w który skrzywdził mnie rap.
Zrobiło się poetycko, dlatego skontrastujmy to czymś bardziej przyziemnym. Zdołałeś trochę zainwestować w trakcie kariery?
Nie umiem w hajs, nie umiem w inwestycje, nie umiem nawet w wydawanie. Ciągle ktoś mnie na coś namawia, a ja wtedy odpowiadam: ja się nie nadaję, ale mam kogoś, kto może pomóc. Jeżdżę 16-letnim samochodem, który zaraz zmienię, bo już mnie wku*wia. Działanie w duecie nie było nie wiadomo jak dochodowe.
Nie było Eldorado?
Zawsze było od-do. Wystarczająco, ale bez odkładania i inwestowania. Duży boom przyszedł trochę po nas, nie byliśmy jego beneficjentami. Zdarzały się miesiące podczas tej sensowniejszej części kariery, że musiałem pożyczać pieniądze, bo kredyty goniły. A że teraz młodzi raperzy spokojnie wykręcają milion w rok? Super, nie mam z tym problemu. Ostatecznie nie było chociażby jak uprawiać hazardu, choć w mini kasynach miałem parę strzałów.
A co z tzw. dorosłymi sprawami osobistymi – nie czujesz żadnego wewnętrznego przymusu dotyczącego powiększania rodziny i tym podobnych? Wiesz, tyle tych zmian u ciebie, że może mnie jeszcze jakąś na koniec zaskoczysz.
Nie planuję. Nie jestem fanem tej planety, nie jestem fanem tego kraju, jeśli chodzi o aspekty społeczno-polityczne. Nie mam sumienia sprowadzać na ten świat nowego człowieka, dodatkowo moje geny raczej nie ułatwiłyby dziecku życia. Jakby jeszcze było mało, to ja się po prostu nie nadaję do roli ojca – już opieka nad psem kosztuje mnie zbyt wiele emocji. To nie sport dla mnie, za to doceniam teraźniejsze dzieciaki za otwartość głów. Niedługo gatunki jeszcze bardziej się wymieszają i powstaną świetne, wolnościowe hybrydy. A tak swoją drogą – nie mówiłem, że wrócimy do tego antynatalizmu?