Z pewnością każda deskorolkowa ekipa próbowała swoich sił w budowie przeszkód. Słynna "paletówka", czyli box z palet stał się swego rodzaju klasykiem w całym kraju. Nieco bardziej chętni tworzyli też trochę większe przeszkody z drewna. Wyobraźcie sobie jednak, że ktoś powiedziałby kilkanaście lat temu, że w Polsce znajdzie się ekipa, która własny rękoma stworzy ogromny betonowy bowl i będzie on porównywany do tych znanych z gry Tony Hawk Pro Skater. Brzmi dobrze? Wygląda jeszcze lepiej. O finalizacji projektu opowiedział mózg operacji - Marcin Baca Duch.
Pewnie nadal sam nie możesz uwierzyć, że to się stało. Reakcje Twoich znajomych na Facebooku były mocno jednoznaczne - osiągnęliście ogromny sukces! Jak wrażenia po tylu tygodniach pracy?
Chyba wciąż jeszcze do mnie nie dotarło, że po tylu latach marzeń o porządnym bowlu w Warszawie w końcu on jest, i to w sercu miasta, budowany rękami skejtów. Jak widać na realizację marzeń nie ma sensu czekać. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, zaplanować każdy krok i wziąć się do pracy. Dotarcie do tego momentu zajęło nam ponad 3 lata. Pierwszy bowl, potem Hangar 646 i teraz drugi bowl. Po zeszłoroczym sukcesie Hangaru razem z panem Pawłem Malarowskim (głównym konstruktorem w naszej ekipie) wciąż brakowało nam czegoś dużego. Mowa o czymś, co popchnie trochę nasz polski bowlowy skateboarding do przodu, miejsca przystosowanego do lotów w kosmos, a nie małych ogrodowych rampek. W zeszłym roku razem założyliśmy stowarzyszenie w nadziei na udział w jakichś zamówieniach publicznych. Nieprzystosowani do wyczekiwania na takie projekty latami, wróciliśmy na nasze szaberkowe podwórko i zaczęliśmy kombinować. Decyzja o podjęciu nowego projektu DIY była dosyć spontaniczna. Mieliśmy trochę oszczędności i wolnego czasu, więc rozpisałem kampanię crowdfoundingową na jednym z portali. Przeszukaliśmy cały Olx w poszukiwaniu darmowych materiałów budowlanych i się zaczęło... Tym razem było o tyle łatwiej, że doskonale wiedzieliśmy co robimy. Jedynie skala była troche większa niż wcześniej. W sumie, to skala była dużo większa, lecz już od pierwszego dnia budowy nie zawiodła ekipa. Szaber Bowl to przede wszystkim dobry, zgrany i zmotywowany zespół ludzi, dla których cel odległy o 6 miesięcy ciężkiej pracy po godzinach stanowi najlepszą zabawę na świecie. Budowa zajęła nam ponad pół roku, w tym czasie zdążyliśmy się wszyscy dobrze poznać i zaprzyjaźnić. Weekendowy grill pod mostem połączony z budową ogromnego basenu - to zdecydowanie będą wspomnienia do końca życia. Warto wspomnieć jeszcze o betonie. 80% z nas miało styczność z właściwą technologią zacierania betonu po raz pierwszy w życiu, a poprzeczkę z Pawłem postawiliśmy bardzo wysoko. Zależało nam na niespotykanej dotąd w Polsce jakości, a jednocześnie nie zapominajmy, że to DIY i dostęp do narzędzi mieliśmy ograniczony finansowo. Po pierwszych testach nowego bowla mogę śmiało przyznać, że udało się! Jestem z nas wszystkich dumny i wdzięczny za cały ten czas i poświęconą energię. Chciałbym również podziękować wszystkim, którzy uwierzyli w nas i wsparli finansowo. Wasz wkład jest równie istotny i gdyby nie wy, nowa miska prawdopodobnie utknęła by na etapie wysypiska śmieci.
Pobawmy się w małe statystyki. Liczyliście ile osób było zaangażowanych w projekt? Ile godzin spędziliście na terenie Szaber Bowla? Ile kilogramów cementu zostało przerzucone? Ile pieniędzy wymagała całość?
Ile ziaren piachu liczy nadwiślańska plaża? Pewnie tyle, co nowy bowl elementów. Mówiąc szczerze, do pewnego momentu prowadziliśmy małe statystyki, ale potem było to już niemożliwe do policzenia. Większą część marca mój dzień rozpoczynał się kursem do Castoramy po około 30 worków zaprawy. Dało nam to jakieś 4 "wulkany" dziennie do wymurowania, około 17 ton bloczków betonowych. Kursów dużym VW LT po bloczki było 8 lub 9. Łącznie z zaprawą ponad 1000 kilometrów. Ile gruzu potrzeba było do usypania podkładu pod beton? 6 łopat, taczka i jakieś 3 miesiące pracy kilkunastu osób. Później drewno, zbrojenie, śruby, wkręty... 1m3 betonu to ponad 2 tony odpażającej skórę breji. Pomnóżmy to razy 30m3 i tych 6 łopat. Pomimo tak karkołomnego podejścia Szaber bowl 2.0 jest całkiem innowacyjny i posiada elementy znane póki co tylko z zagranicznych tripów. Mam na myśli np. wielki "burnside bank", który po pełnym "rozszalunkowaniu" będzie niemalże wisiał w powietrzu, "deathbox" znany z amerykańskich pooli, "channel" czyli po prostu tunel w cornerze stanowiący wejście do bowla nad którym również znajdować się będzie dedykowana mozaika! Dodatkowo oczywiście własnej konstrukcji "poolcopingi", które za granicą są standardem, a u nas rarytasem. W normalnych warunkach taki basen mógłby kosztować jakieś 300 tysięcy zł. My wydaliśmy około 15, słownie: piętnaście tysięcy złotych... pochodzących głównie ze zbiórki, ale również z naszych prywatnych oszczędności. Do tego tysiące roboczogodzin pracy społecznej całkiem pokaźnej ekipy. W najcięższych momentach na budowie pojawiało się nawet 15 osób, ale wszystkich ludzi, którzy brali udział w budowie jest znacznie więcej. Chwała Wam za to.
Kiedy oficjalnie będzie można pojeździć na największym w Polsce bowlu DIY?
Obecnie jesteśmy na etapie wykończenia: przygotowujemy mozaiki, impregnujemy copingi, poprawiamy lekkie niedociągnięcia i zbieramy pieniądze na specjalną farbę impregnującą do betonu, by woda w okresie zimowym nie wsiąkała i nie rozsadzała gładkiej powierzchni bowla. Ciężko mi stwierdzić kiedy oficjalnie bowl będzie dostępny. Odpowiedź może nawet brzmieć: "nigdy?". W końcu to DIY i zasady z jego korzystania zawsze będą umowne i nieoficjalne. Jedno jest pewne: my już mamy ochraniacze na kolana i nie możemy doczekać się przyszłego sezonu, bo ten przyniesie w końcu loty i progres.
Od pewnego czasu współpracujecie z dużą globalną firmą zajmującą się skateparkami. Jak oni odbierają Wasze poczynania zwłaszcza, gdy zobaczyli gotowego bowla?
Współpraca to duże słowo. Faktem jest, że mamy kontakt i również dzięki nim nasze poczynania są znane nie tylko w kraju czy w Europie, ale również za oceanem. Grindline Skateparks to legendarna firma z głębokimi korzeniami w deskorolce. Aprobata z ich strony stanowi dla nas ogromną motywację do dalszego rozwoju, ale również wielką satysfakcje. Spotkałem się z opiniami, że Szaber Bowl to drugi Burnside tylko trochę gładszy. Wielu pracowników profesjonalych zagranicznych firm skateparkowych trzymało za nas kciuki i z niedowierzaniem śledzili progres na budowie. To nie przelewki! Warszawa oficjalnie trafiła na deskorolkową mapę świata DIY, a Grindline jako firma międzynarodowa nie bez powodu namówiła nas do stworzenia "Grindline Poland". Z pewnością widzą w nas potencjał , szanują nasze działania i wiedzą, że kreowaniem architektury deskorolkowej powinni się zajmować ludzie z takim zaangażowaniem jak my. Takiej architektury nie da się zamknąć w podręczniku. Zasadą numer jeden jest brak sprecyzowanych granic. Są nawiązania, inspiracje i przywiązanie do detali, dzwięków i tekstur. Nikt w pełni nie zrozumie tego lepiej niż skejt- architekt. Myślę, że Grindline Global z Markiem Hubbardem na czele z pewnością w nas wierzą. Czas oczywiście zweryfikuje co wyjdzie z naszej "wspołpracy". Zamówienia publiczne to dla mnie wciąż ciężki orzech do zgryzienia, tak by można było się z tego utrzymywać u nas w Polsce. Tu potrzebny jest dialog, spory kredyt zaufania i ciągłość zleceń. Tymczasem cieszymy się z kolejnego sukcesu i nauki, jaką wynieśliśmy z budowy nowego bowla. Mamy w końcu idealną zabawkę dla naszych 4 kółek.
Pozdrawiam całą Szaber Familię i serdecznie namawiam do wspierania naszego spotu przez www.pomagam.pl/szaberbowl, by czym prędzej udało nam się kupić farbę impregnującą, a w przyszłym roku ruszyć z kolejnym projektem!