Tytułując swój nowy album „Karmagedon” chciałeś w jakiś sposób nawiązać do „Armagedonu” Molesty?
Nie, to zupełnie nie ma nic wspólnego z utworem Molesty. Tytuł wymyśliłem w momencie, kiedy zacząłem pisać pierwsze teksty na ten projekt, gdy miałem już w głowie całą koncepcję i tematy na kawałki. „Karmagedon” to pierwotnie jeden z pomysłów na utwór, jakie miałem w telefonie. Z czasem uznałem, że to fajny pomysł na tytuł kolejnego albumu. Swoją drogą w kawałku, który wspominasz, Włodi rzuca pamiętny wers: „Jak Tede nie upadłem nisko”. Do dziś wiele osób żyje w przeświadczeniu, że Włodek mnie wtedy obraził, co jest oczywiście nieprawdą i jednym z największych lapsusów w historii polskiego hip-hopu. Cały czas się to za nami ciągnie. Powiem ci przy okazji anegdotkę, bo kilka godzin przed naszą rozmową napisał do mnie gimb z zapytaniem: „jakie mam układy z... raperem Molesta”. Wytłumaczyłem mu, że to był przecież rapowy skład. Rozmowa nie była kontynuowana. (śmiech)
W lutym ogłosiłeś informację, że dystrybucją twoich krążków nie będzie zajmowała się już My Music, ale Asfalt Distro. Skąd pomysł na taki - mimo wszystko - zaskakujący transfer?
Chcę podkreślić, że nie rozstaliśmy się z My Music w złej atmosferze - absolutnie tak nie było. Chcieliśmy spróbować czegoś nowego. My Music to duża firma dystrybucyjna i wydawnicza. Działają na różnych polach eksploatacji muzyki i zajmują się kilkoma gatunkami muzycznymi, nie tylko hip-hopem. Asfalt natomiast skupia się na sprzedaży płyt hiphopowych. Ludzie w Asfalcie są strasznie zaangażowani w pracę i bardzo się do niej przykładają. Nie ma w tym oczywiście nic dziwnego, bo mają mniej tytułów w swoim katalogu niż My Music. Ja mam z ich strony fajną opiekę, wparcie i pomoc. Nie mam im nic do zarzucenia. Ich magazyn dystrybucyjny znajduje się blisko naszego studia nagraniowego, mamy się więc praktycznie pod ręką, a to ważne. W My Music nie było mi źle, ale uznałem, że nagrywając takie kawałki jak „Ryyyj” czy „Pump Air Nikiel” jest trochę nieetycznym działać w tej samej firmie, w której dystrybuowane są też płyty Rysia. Uznałem więc, że nie możemy dłużej kroczyć wspólną drogą.
Wielu zaskoczyłeś też na pewno tym, że nowy materiał zdecydujesz się promować winylowym singlem. Kto wpadł na ten pomysł?
Ja go podrzuciłem. Chciałem w widoczny sposób podkreślić współpracę na linii NWJ - Asfalt Records. Żeby nie zaczynać jej tylko od suchego newsa. Musiało za tym pójść coś więcej, więc postanowiliśmy wytłoczyć „One Star” na woskach. Może dla słuchaczy wychowanych w cyfrowym świecie to coś dziwnego, ale chcieliśmy im dać coś namacalnego – rzecz, którą będą sobie mogli wrzucić na gramofon, albo po prostu postawić na półce. Planujemy w najbliższym czasie puścić jeszcze na analogach kilka moich albumów. Chciałem kiedyś wydać tylko i wyłącznie na winylach Potwierdzone Info, ale wyszło, jak wyszło. Udało nam się natomiast wpuścić do obiegu „Vinyllahajs”.
W ostatnim czasie ciekawym sposobem na promowanie muzyki jest też pisanie książek biograficznych. Planujesz tę formę publicystyki?
Namawiają mnie na książkę od dawna. Jestem jednak zdania, że na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas. Pisanie biografii kojarzy mi się z zamknięciem pewnego etapu w życiu, z eleganckim przejściem na emeryturę. Jeden z moich kolegów ma pomysł na książkę, która nie będzie biografią ani długim wywiadem, a publikacją poświęconą konkretnym kawałkom z mojej bogatej dyskografii. Może zdecyduję się kiedyś na coś takiego, ale w tej chwili nie mogę się jeszcze do tego pomysłu przekonać. To nie jest odpowiedni czas na wspominki. Co do książek moich kolegów z branży to wydawnictwa Quebonafide nie czytałem, ale chętnie się z nim zapoznam. Widziałem też kiedyś książkę Liroya. Moim zdaniem ma ona pewne elementy wspólne z wydaną niedawno biografią Ostrego - obie mają niedużą liczbę stron, sporo ilustracji i pisane są dużą czcionką. Mam nadzieję, że wiesz, co chcę przekazać. „Brzydkiego, złego i szczerego” mam w domu i przeczytam zapewne w wolnej chwili. Słyszałem, że Adam dobrze się w niej o mnie wypowiada.
Przyjdzie też odpowiedni czas na to, by chodzić na branżowe gale?
Naprawdę nie mam zamiaru brać udziału w tego typu przedsięwzięciach. Mówiąc językiem nieparlamentarnym: mam na to kompletnie wyj*bane. Wiesz, kiedy zobaczyłem szanowne gremium, które rozdawało nagrody Popkillera... no to, ku*wa, przepraszam was wszystkich bardzo, ale bądźmy poważni. Ja nie robię hip-hopu dla nagród. Moimi nagrodami są ludzie na koncertach i słuchacze, którzy piszą mi w wiadomościach, że moja muzyka zmieniła coś w ich życiu. Po co mi inne nagrody? Mam je stawiać na półce, jak koledzy z branży i później robić sobie zdjęcia na Instagrama? Nie będę się tasował pod Złote Płyty. Mam w swoim domu taką za „Note2”, ale tylko dlatego, że wisiała w jednym z klubów, który akurat likwidowali i postanowiłem ją stamtąd zabrać. No i mam Złotą Płytę za album Dwóch Sławów. Ale uwierz mi, że mógłbym sobie wypie*dolić całą ścianę w wyróżnieniach, tylko po co? Statuetka za Superjedynkę podpiera moje drzwi od balkonu. To mówi wiele o moim stosunku do takich wyróżnień.
Może nie pojawiłeś się na gali Popkillera, bo bałeś się konfrontacji z innymi raperami?
Z innymi raperami widuję się regularnie na koncertach. Nie mam z tym żadnego problemu. Nie bywam ogólnie na żadnych galach. Chodziłem na bankiety dawno temu, wtedy uważano mnie za „pedała, który buja się z celebrytami”. Więc niech teraz inni raperzy tam śmigają, mają pełne pole do popisu. Słyszałem historie o Popkillerowym wydarzeniu - gdy dowiedziałem się, kto tam był i jaka to była drętwa impreza to... ja mam naprawdę lepsze rzeczy do roboty. Na Fryderyki też mnie zapraszają. Byłem na ich gali raz, w czasach albumu „3h hajs, hajs, hajs” i wystarczy, więcej na pewno się tam nie pojawię. Ja się boję konfrontować z innymi raperami? Nawet nie wiesz, jakie oni potrafią stosować świetne uniki, byle mnie tylko nie spotkać. Poznałem też takich, którzy mnie obrażali za plecami, a teraz pytają: „co u mnie słychać?”. To jest dopiero temat na książkę. (śmiech)
Lubisz wytykać raperom hipokryzję i nieeleganckie zachowania, a ty masz sobie coś do zarzucenia w tych kwestiach?
Raczej nie mam sobie nic większego do zarzucenia. Staram się żyć tak, by być w porządku z samym sobą. Potrafię bez stresu patrzeć na typa, którego widzę codziennie w lustrze.
Hip-hop to dziedzina, która zajmuje lwią część twojego życia. Były momenty, kiedy twoje zaangażowanie w muzykę psuło relację z innymi ludźmi?
Oczywiście, że tak. Załóżmy, że jestem w związku z piękną, mądrą dziewczyną. Jest między nami świetnie. Moja wybranka pracuje od 9. do 17. No i fajnie dla niej byłoby, gdybym nagrywał rap i realizował się w podobnych godzinach. Rozumiem, że ktoś ma trudności z zaakceptowaniem tego, że o godzinie 22:30 mówię: „Jadę do studia, bo chcę nagrać nowy kawałek”, ale tak działam i nie chcę tego zmieniać. Nie mam regulowanego czasu pracy. Muzyka od zawsze była u mnie na pierwszym miejscu. Nie lubię czegoś musieć. Nawet „Karmagedon” zaczynam od słów, że nie cierpię musieć. Wchodząc w relację, zawsze podkreślam, że moje życie uzależnione jest od mojego trybu muzycznego. Na początku związku jest dobrze, ale później dochodzi do niepotrzebnych kłótni.
Zabrzmiałeś trochę jak osoba, która nie jest skora do poświęceń.
Poświęciłem się muzyce. Oddałem się jej w stu procentach, tak jak prezes Kaczyński oddał się Polsce. (śmiech) Ja też mam kota i nie mam dziewczyny. Hip-hop jest moją Polską. A teraz żarty na bok... Oczywiście, że jestem gotowy do poświęceń. Kiedyś zakochałem się w jednej dziewczynie tak bardzo, że chciałem dla niej rzucić muzykę i wyjechać z kraju... Ale może o tym nie mówmy.
Powiedziałeś kiedyś, że gdybyś nagrał płytę o poważnych tematach, to nikt by cię nie wziął na poważnie. Będziemy mieć kiedyś szansę usłyszeć Tedego, który nagrywa utwory zaangażowane społecznie?
Nie. Muzyka nie jest dla mnie miejscem na poruszanie takich spraw. Moje poglądy na życie społeczne to moja prywatna sprawa. Słuchacze mogą mieć odmienne. Są ludzie, którzy jarają się, że dostają od państwa co miesiąc 500 zł, a ja się wku*wiam, że muszę na to płacić. Gdybyśmy prześledzili moją dyskografię to okaże się, że ja bardzo rzadko angażowałem się w takie sprawy. Był kiedyś utwór „Dokąd idziesz Polsko” i po premierze pojawiły się pretensje i nieporozumienia z nim związane. Szanuję ludzi o różnych poglądach politycznych – radykalnie prawicowych, ale i liberalnych – jestem obserwatorem życia politycznego, ale nie chcę tego mieszać z moim rapem. Niektórzy artyści twierdzą inaczej – mają do tego prawo, to ich wybór. Poza tym, gdybym nagrał taki album to – mówię zupełnie szczerze – nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądałyby moje koncerty. Nigdy nie byłem fanem rapu zaangażowanego. Szczególnie tych wykonawców, którzy później to zaangażowanie tracili. Są też tacy, którzy są wielkimi patriotami, bo przeczytali jedną książkę i za wszelką cenę chcą ją wszędzie cytować... Nie no, to są przecież jakieś jaja.
„Sie nie orrraj” to numer, w którym miał pojawić się Paluch. Jesteś zapewne świadom tego, że wasze dobre relacje denerwują wiele osób na scenie. Chciałeś raperom zagrać na nosie tą kooperacją?
Pisząc akurat ten kawałek nie miałem na myśli wku*wiania innych raperów. Nie przez tematy, które w nim poruszam, ale z innych powodów. Umówmy się – ja bym mógł na tej współpracy zyskać o wiele więcej niż Paluch, ale mi nie chodzi o czerpanie ewentualnych zysków. Jeżeli numer kiedyś powstanie, to pie*dolę wyświetlenia – możemy go wrzucić z konta jakiegoś biednego dziecka. Dla mnie najważniejszy jest rap z Paluchem, a nie ewentualne profity z tego idące. Łukasz to gość, który jara się rapem i ma zajawkę na niego, a uwierz, że to nie jest na porządku dziennym w polskim hip-hopie. Myślę, że do nagrania kawałka kiedyś dojdzie. Jeśli nie, to też nic się nie stanie, bo nie będę do tego dążył na siłę. Przez wiele lat byliśmy po dwóch stronach barykady. Dopiero kiedy usiedliśmy razem w Żywcu i szczerze pogadaliśmy, zmieniliśmy pogląd na siebie. Jest to zupełnie normalne, bo bardzo często jest tak, że gdy kogoś poznajesz, to się do niego przekonujesz i zmieniasz na jego temat zdanie. Choć miałem też przypadki, że działało to w drugą stronę i raper okazywał się po prostu fi*tem. (śmiech)
Pisząc „Hoespicjum” nie zadrżała ci ręka? Po co postanowiłeś publicznie prać brudy?
Absolutnie nie żałuję, że utwór powstał. Nie uważam też, że prałem w nim publiczne brudy. Zapłaciłem za Numera haracz wiele lat temu, a o tym w drugim obiegu wiedziało bardzo wiele osób. To nie była jakaś prywatna sprawa i wielka tajemnica. Okazuje się, że tajemnicą jest to, że Numer Raz zapomniał, że od dziewięciu lat wisi mi hajs. Rok temu go o to zapytałem i udawał zdziwionego. Od dokładnie 28 marca 2018 roku nie mam z nim kontaktu. Jego ostatnia wiadomość, którą otrzymałem, brzmiała: „oddam ci te pieniądze i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego”... Nie oddał. Prywatne brudy to on prał z DJ-em Tuniziano w swojej audycji. Półtora roku po tym, jak Tuniziano uderzył i publicznie obrażał dziewczynę. Wiesz, ludzie też nie wiedzą wszystkiego o mojej relacji z Numerem. Fajnie słucha się albumów WFD, ale chyba niewiele osób wie, że gdybym nad nim nie stał i nie kazał mu nagrywać, to te płyty by nie powstały! Album „PraWFDepowiedziafszy” stworzyliśmy tylko dlatego, by Numer miał pieniądze na życie. Ja akurat na tej płycie nie zarobiłem ani złotówki, ale je*ać to. To są te „śmieszne drobne za Warszafskie Deszcze”, o których rapuję w tym kawałku.
Dwa lata temu zadałem Peji pytanie: „po co kontynuujesz konflikt z TDF-em?”, dziś muszę zapytać ciebie: dlaczego w 2019 roku nadal wracasz do beefu z Peją?
Podesłał mi ktoś urywki wywiadu, o którym mówisz. Najbardziej rozbawił mnie fragment, w którym Rychu opowiada o tym, skąd rzekomo wziąłem tytuł „Kurt Rolson”. To jest megalomania. Trzeba mieć strasznie naje*ane w głowie, by coś takiego uknuć. Wyjarałbym kilogram jointów i bym na to nie wpadł. (śmiech) W tej rozmowie jest typowe odwracanie kota ogonem na każdym kroku. Ciekawe, dlaczego w wywiadzie nie powiedział ci, że płacił organizatorom moje stawki plus więcej, by moje koncerty się nie odbyły. Albo, że płacił chamom, by szli odwołać mój koncert, udając, że są jego kolegami bandytami. To są dopiero śmieszne rzeczy. (śmiech) Tych historii chyba nie będzie opowiadał, bo to rzuca zupełnie inne światło na jego gangsterskie powiązania, których przecież nie ma. (śmiech) Poza tym każdy chyba widzi, że wypowiedzi i działania Peji oparte są na socjotechnice. Zauważ, że kiedy znajduje się w krytycznej – lub niewygodnej PR-owo – sytuacji, to wrzuca zdjęcia z pomocy chorym dzieciakom albo foty z rodziną. To już u niego standardowa akcja. Musiał przeczytać jakąś książkę w jeden weekend, na sto procent. Kto powiedział, że nie mogę mówić o rzeczach, które miały miejsce 10 lat temu? Tworząc ten album, założyłem sobie, że będę pisał o sprawach, które leżą mi na sercu. Zależało mi, by opowiedzieć historię spod kina Atlantic, bo stawia go to w zupełnie innym świetle. To, że mi wtedy nie wpie*dolił, ciągnie się za nim w tym ulicznym świecie. Utwór „Pump Air Nikiem” nie jest o Rychu, tylko o zasadach. Kawałek „Ryyyj” napisałem zaraz po tym, kiedy odsłuchałem „25 godzin”. Uznałem, że to świetna klamra, by poruszyć temat Kobry, Young Multiego i Beteo. Peja jest tam tylko w tle. W hip-hopie nie ma norm, że można o czymś powiedzieć tylko raz, a później już nie. Dlaczego Rychu na ostatnich płytach cały czas rapuje o swoich rodzicach i o tym, że nie pije? Chłopie, jak się komuś nie podoba o czym mówię, to niech nie słucha moich płyt. Wracam do tego tematu, bo on się ciągnie za mną. Do dzisiaj spotykam baranów, którzy wyskakują z różnymi epitetami. Nie wymażę ze swojego życiorysu beefu z Peją – tak jak nie pozbędę się kawałka „Drin za drinem”, który nagrałem 18 lat temu. Widzisz, to też nie jest tak, że ja żyję tylko i wyłącznie przeszłością, bo najlepsze jest dopiero przede mną!
Co to znaczy?
Nikt mi nigdy nie wmówi, że ja już najlepsze w życiu zrobiłem. Gdybym tak uznał, to powinienem osiąść na laurach i nie nagrywać kolejnych płyt. Uwierz mi, że najlepsze albumy to ja dopiero będę nagrywał. Tylko myśląc w ten sposób, można daleko zajść. Dzisiaj rapuję milion razy lepiej niż wtedy, gdy byłem 25-latkiem, lepiej wyglądam, nawet lepiej się czuję. Stary, ja nawet po czterdziestce miałem więcej dziewczyn niż między 20. a 40. rokiem życia. Nic w moim życiu nie zmieniło się na gorsze, na każdej płaszczyźnie jest za to dużo lepiej. Powiem ci coś zupełnie szczerze: kiedy skończyłem 40 lat, to uległem presji otoczenia i wmówili mi trochę ten kryzys wieku średniego. Nazywano mnie 40-letnim gimbem etc. Jednak pewnego dnia porozmawiałem sam ze sobą i uznałem, że nie będę więźniem czyichś opinii. W życiu nie ma barier, są tylko takie, które ludzie próbują ci stawiać. Mówią ci, że musisz być poważny, czego nie powinieneś robić, jak się ubierać. A niby dlaczego mam ich słuchać? Bo co? Bo inny typ dawno temu wpadł z jakąś dziewczyną i udaje, ku*wa, szczęśliwego ojca na Instagramie, a w rzeczywistości zalicza przypadkowe dziewczyny na koncertach? Kogoś takiego mam słuchać? A może mam zapuścić wąsy, chodzić w jakimś, ku*wa, polarze i kamizelce wędkarskiej? W dupie mam czyjeś oczekiwania. Niektórzy moi rówieśnicy naprawdę mają tragedię w życiu, bo ch*ja przeżyli, oglądają telewizję ze swoją kobietą i nic nie są w stanie zmienić, bo mają na karku pie*dolony kredyt. Oni chcieliby zacząć życia od nowa, ale nie mogą. To jest smutne. To nie jest dla mnie życie. Wszystko jest w twojej głowie. Tylko ty sterujesz własnym życiem. Dlatego życzę każdej osobie, która będzie w moim wieku, by czuła się choć w połowie tak dobrze, jak ja.
Niczego ci w życiu nie brakuje?
Ależ oczywiście, że są rzeczy, których mi brakuje. Marzę o wielkiej miłości, bo uważam, że każdy – mimo wszystko – na nią zasługuje. Moi rodzice są ze sobą już prawie 45 lat, mam świetne wzorce. Nie mam potomstwa, a wiem, jak moi rodzice chcieliby mieć wnuki. Naturalnie też chciałbym je mieć, ale dziecko musi mieć ojca i matkę. Nie mam zamiaru uszczęśliwiać się na siłę. Poza tym staram się być realistą, bo jednak mam te 43 lata, więc łatwo policzyć ile będę miał w dniu 18. urodzin swojego syna lub córki. Bardzo chcę mieć osobę, do której mogę wracać, ale nie chcę się z kimś wiązać, bo tak trzeba i wypada. Niczego w życiu nie trzeba, a wszystko można. Miałem wiele związków, dużo w tej materii doświadczyłem i przeżyłem. Bardzo nie lubię oszukiwać samego siebie i udawać szczęśliwego. Może dlatego te związki się kończyły? Brakowało mi trochę wolności. Nie mówię o spotykaniu się na boku z innymi dziewczynami, ale np. o samotnych wyjazdach na wakacje, czy wyjściu do studia wtedy, kiedy mam na to ochotę. Zdaję sobie sprawę, że w życiu codziennym mogę być nie tyle trudnym, ile skomplikowanym typem, i wiem też, że związek to sztuka kompromisu, ale nie na każdy kompromis można jednak pójść.